Przedwczoraj 24.07 dowiedziałam się o czymś bardzo dla mnie
przełomowym i totalnie niespodziewanym. Mianowicie – w kwietniu tego roku
musical „Jekyll i Hyde” powrócił na afisz Teatru Muzycznego w Poznaniu!! Tak
jest! Po prawie trzech latach milczenia poznański Teatr Muzyczny ogłosił, że
powraca do wystawiania tego cudownego dzieła. Ja co prawda czekałam nieco ponad
trzy lata ze względu na fakt, że o tym wydarzeniu dowiedziałam się dopiero w
lipcu, czyli kilka miesięcy później. Na szczęście jednak okazało się, że nie
było to tylko jednorazowe kilka spektakli kwietniowych, a ten musical naprawdę
oficjalnie powrócił na deski Teatru Muzycznego w Poznaniu. Dzisiaj chciałabym
wam opowiedzieć jak przebiegł ten mini „proces” dowiadywania się o tym
wydarzeniu oraz wyjawić wam uczucia jakie mi towarzyszą w tej sprawie. Lecimy z
tym!
Procesik
Pamiętam, jak może z pół roku temu narzekałam, marudziłam i
wkurzałam się, bo zobaczyłam filmik z kanału na YouTube Opery i Filharmonii
Podlaskiej z 2016, który był o tym, że generalnie „O! Patrzcie! Upiór w Operze
wraca na deski tego teatru\tej opery! Ale zajembiście, nie? Kto by się tego
spodziewał? Poza tym, że KAŻDY KTO WIE, JAK POPULARNY I DOCHODOWY MUSICAL TO
JEST”. Naprawdę, ja nie rozumiem, jak ktokolwiek mógł się NIE spodziewać, że
takie dzieło powróci na deski tak popularnego teatru\opery. Ale, dobra!
Narzekałam, marudziłam i wkurzałam się, ponieważ tamtych z Podlasia było stać
na powrót „Upiorka”, którego tak bardzo nie znoszę, a tamtych z Poznania z
jakiegoś powodu nie było stać na powrót „Jekylla”, którego uwielbiam i darzę
wielkim sentymentem. Myślę, że w podobnej sytuacji każdy człowiek byłby
wkurzony. To był NIESTETY jeden z nielicznych momentów w ciągu tych trzech lat,
w którym przypomniało mi się jak bardzo lubię „Jekylla i Hyde’a”, szczególnie
jego poznańską inscenizację. Ale stanęliśmy w środku, więc wróćmy się do
początku. Przez pierwsze kilka miesięcy po obejrzeniu spektaklu żar w moim
umyśle płonął na całego. Napisałam recenzję i spoilerową analizę, oba te teksty
wrzuciłam na bloga, przesłuchałam płytę pierdylion razy, w szczególności moje
ulubione utwory (dla przypomnienia, lub wyjawienia powiem, że są to: po
angielsku „I Need To Know”, „Facade”, „This Is The Moment”, „Alive!”, „Your
Work And Nothing More”, „Someone Like You”, „Alive! (Reprise)”, „Murder,
Murder!”, „Once Upon A Dream”, „Obsession”, „The Way Back”, „Sympathy
Tenderness (Reprise)”, „Confrontation”; po polsku: „Chcę Wiedzieć”, „Fasada”,
„To Jest Ten Moment”, „Żyć!”, „Nic Poza Twą Pracą”, „Ktoś Taki Jak Ty”, „Żyć!
(Repryza)”, „Zbrodnia, Zbrodnia!”, „W Naszym Dawnym Śnie”, „Obłęd”, „Gniew”,
„Czułość i Tkliwość (Repryza)”, „Konfrontacja”), myślałam o spektaklu i
analizowałam w głowie jego fabułę całymi dniami i nocami oraz po prostu
zachwycałam się zarówno całością, jak i poszczególnymi elementami. Po kilku
miesiącach żar stopniowo gasł, bo przestałam prowadzić bloga (przepraszam),
przestałam słuchać płyty, przestałam cokolwiek pisać na temat „Jekylla…”,
przestawałam już nawet myśleć o spektaklu. A to wszystko za sprawą tego, że
Teatr Muzyczny w Poznaniu już ten spektakl przestał wystawiać i po prostu nie
dochodziły do mnie żadne wieści z nim związane, a dodatkowo zaczęłam
interesować się innymi rzeczami, zupełnie niezwiązanymi nawet ogólnie z musicalami.
A w dodatku nadeszła pandemia i przez to, że nie mogłam jeździć już na
musicale, zapomniałam w ogóle o tym, że mam takie zainteresowania, jak musicale
i oddałam się czemuś innemu. Trwałam tak przez ponad dwa lata, interesując się
dogłębnie serialem „Once Upon A Time” i czekając kiedy w końcu platforma
Disney+ trafi do Polski. Stan rzeczy zmienił fakt, że pewnego pięknego wieczoru
w maju 2022 roku poszłam z rodzicami do Teatru Rozrywki w Chorzowie na musical
„Koty” (nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek zachce mi się napisać recenzję,
gdzieś w najbliższych miesiącach będę próbować). „Koty” na nowo rozpaliły mój
żar hype’u na musicale. Przesłuchałam sobie najpierw cały soundtrack „Kotów” po
angielsku i po polsku, potem soundtrack „Jesus Christ Superstar” po angielsku i
po hiszpańsku, potem ten nieszczęsny Upiór w Operze po polsku, po angielsku, a
potem po włosku (wiem, jestem cholerną masochistką, ale „Upiór w Operze” mimo
swego okropieńswa i śmierdzącego nieoryginalnością przesłania, wywołuje u mnie dużą
nostalgię, bo to musical), potem przesłuchałam utwór „Castle On A Cloud” z „Les
Miserables” po niemiecku oraz „Thenardier’s Waltz” również z „Les Miserables”
po angielsku i po niemiecku, aż w końcu wzięłam się za całe soundtracki i
pojedyncze piosenki w różnych językach z „Jekylla i Hyde’a”. Na samym końcu
jeszcze raz sięgnęłam po płytę z poznańskiej wersji „Jekylla…” i przesłuchałam
cały soundtrack na komputerze, żeby przypomnieć sobie jak cudowny jest ten
musical i jak bardzo go uwielbiam. Mój hype na musicale trwał, żar znowu trochę
zgasł, ale na szczęście niedługo później się znów podsycił poprzez fakt, że w
bodajże też maju Teatr Muzyczny w Poznaniu wrzucił na swój kanał na YouTube
utwór „To Jest Ten Moment” z „Jekylla…” w wersji z soundtracka dokładnie tej
płyty, którą ja mam. W szczególności, gdy zobaczyłam komentarze widzów pod tym
filmem o treści „ciekawe kiedy wróci”, itp., to mój hype na musicalową wersję
„Jekylla i Hyde’a” znów się zwiększył i zaczęłam seryjnie przesłuchiwać sobie
różne soundracki do tego spektaklu, m.in. po koreańsku, czy węgiersku, od czasu
do czasu na chwilę tylko przerywając soundtrackiem „Upiora w Operze” po włosku.
W końcu jednak nadszedł przełom absolutny, doszły mnie wieści absolutnie niespodziewane
i przełomowe, od których mój mózg zwariował z niedowierzania i szczęścia. Mianowicie
przedwczoraj, podczas przeglądania Youtuba, ZUPEŁNYM PRZYPADKIEM trafiłam na
pewien filmik z kanału Teatru Muzycznego w Poznaniu, który został wrzucony 9
czerwca. Filmik, co prawda, trwał góra 35 sekund, ale to w zupełności
wystarczyło, by mój poziom szoku, nostalgii, radości i wielkiego niedowierzania
wywaliło poza skalę. Mianowicie filmik ten był videozapowiedzią poznańskiej
wersji musicalu „Jekyll i Hyde” na ten rok. Ja kiedy to obejrzałam, to miałam
takie „No, nie, no, come on, to nie może być prawda. Kurde, muszę to sprawdzić”.
Więc sprawdziłam… na stronie teatru… i wtedy tak się ucieszyłam, że mało
brakowało, a wykrzyczałabym na głos „Tak, mamy to, w końcu, wreszcie, trzy
pieprzone lata czekałam, nareszcie, jej!!”. Oczywiście w tempie ekspresowym
pobiegłam na dół i pociągnęłam mamę na górę, żeby jej oznajmić wieści. Mama
kazała mi sprawdzić, czy jest w październiku, więc ja sprawdziłam i tak, było,
w dwa weekendy pod rząd. Skończyło się to w ten sposób, że jeśli odpowiednio
dobrze wybłagam wujka, to w październiku pojadę z rodzicami do Poznania jeszcze
raz zobaczyć mój ulubiony musical. Jestem z tego powodu niezwykle szczęśliwa,
najbardziej jednak cieszy mnie to, co się przez to okazało – że poznański Teatr
Muzyczny, tak samo, jak nie tylko ja, ale też wielu innych fanów, po prostu nie
potrafi się rozstać z tym dziełem. Jeszcze więcej tych emocji u mnie dodał
fakt, że wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, jak wielkim sentymentem darzę
musical „Jekyll & Hyde”. Jestem po prostu szczęśliwa i wciąż w szoku po
tym, czego się przedwczoraj dowiedziałam.
Jeszcze więcej emocji i uczuć
Generalnie już nie raz w swoim życiu przekonałam się, że
marzenia, o ile są jak najbardziej realne, czasem spełniają się same. Wystarczy
odrobina czasu i cierpliwości. Nie pamiętam teraz konkretnych przykładów, poza
tym omawianym w tej notce, ale mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi. Moje na
całe szczęście nie było tzw. „marzeniem ściętej głowy”, a było jak najbardziej
możliwe. Jednak, mimo to, wciąż te cudowne wieści były w stanie wywołać u mnie
wielki szok i niedowierzanie (oczywiście łamane przez wielką niepohamowaną
radość i przez to, że moje serce postanowiło wykonać razem ze mną taniec
radości intensywnie boksując klatkę piersiową). Myślę, że jest to spowodowane
faktem, jak ogromny sentyment mam do musicalowej wersji „Jekylla…”. To dowodzi,
że nie ważne ile razy ja próbowałam sobie w ciągu tych trzech lat wmówić, że
już bardziej lubię serial „Once Upon A Time” – oczywiście, że nie! Oczywiście,
że znacznie bardziej lubię musical „Jekyll i Hyde”. Bardzo dużą robotę odwala
tutaj również inscenizacja Teatru Muzycznego w Poznaniu i aktorzy obsadzeni w tej
konkretnej wersji tego musicalu. Mówiąc aktorzy nie chodzi mi tu wyłącznie o
absolutną ikonę w roli doktora Henry’ego Jekylla i Edwarda Hyde’a, czyli o pana
Janusza Krucińskiego, ale chodzi mi również o aktorów, którzy grali inne role,
a wciąż wypadli w nich znakomicie, np. pani Edyta Krzemień grająca Emmę
(również aktorka, którą uwielbiam), pani Marta Wiejak grająca Lucy, czy pan
Grzegorz Pierczyński grający Johna Uttersona (w pewnej recenzji jej autor mówił,
że dzięki Pierczyńskiemu ta postać nabrała głębi i została przez niego
uratowana z dość słabej chorzowskiej wersji spektaklu i ja osobiście też tak
uważam). Chodzi mi po prostu o to, że ta inscenizacja „Jekylla i Hyde’a” jest
najbardziej niesamowita oraz najbardziej pozwala mi się wciągnąć w spektakl i w
jego fabułę, przez co jestem jeszcze bardziej szczęśliwa. Zanim jeszcze
wiedziałam o wielkim powrocie tego musicalu na afisz poznańskiego Teatru
Muzycznego, odczułam, że niestety zapomniałam o wielu ciekawych rzeczach na
temat tego musicalu dotyczących fabuły, informacji ogólnych, czy wielu rzeczy z
nim związanych. Oczywiście bardzo mnie to zasmuciło i stwierdziłam „Aha, okej,
już nie jestem fanką, zapominam o tym dziele, no po prostu świetnie”. Ale jak
doszły do mnie te cudowne wieści, to nagle zalało mnie multum myśli, nagle
sobie to wszystko przypomniałam. A na dodatek optymistyczna część mojego umysłu
zaczęła ostrzegawczo „machać rękami” i krzyczeć do mnie: „Nie! Nie, mylisz się,
przestań tak myśleć! Oczywiście, że jesteś fanką, oczywiście, że pamiętasz te
rzeczy. Po prostu nie skupiałaś się na nich przez ten czas, ale teraz znów się
na nich skupiasz i to jest najważniejsze. Wiesz na tyle dużo i jesteś tak bardzo
zafiksowana, że możesz spokojnie nazywać się fanką”. I posłuchałam pozytywnej
strony mojego umysłu. I to zdecydowanie była dobra decyzja. Bo dzięki temu,
przynajmniej częściowo, odzyskałam dawną radość z życia, zapomniałam o swojej
depresji i mogę napisać tę notkę.
Nie będę już spoilerować fabuły musicalu, ani jej dogłębnie
analizować, bo zrobiłam to dość wyczerpująco w mojej recenzji i, jak sama nazwa
wskazuje, spoilerowej analizie, które też możecie znaleźć na moim blogu. Jeszcze
na koniec powiem, że teraz wystarczy mi tylko błagać i prosić wujka, by kupił
mnie, sobie i mamie te nieszczęsne bilety i czekać aż znowu wybiorę się do
poznańskiego Teatru Muzycznego na ten piękny musical. Powtórzę się po raz
kolejny, ale naprawdę niezwykle się cieszę z powrotu „Jekylla i Hyde’a” i mam
nadzieję, że zejdzie on z afisza Teatru Muzycznego nieprędko. Cieszę się i
jaram ogromnie, pewnie razem z tysiącami innych fanów. Okej, to tyle z mojej
strony. Trzymajcie się, pa!